najmilsza dziecino dziś z niebios zesłana

"Cal po calu w stronę niebios" Ile w życiu przejdę cali? widzę siebie gdzieś w oddali, do myślenia prowokacja, się postaram - szybka akcja, szukam jakie uszkodzenia, trochę mam do powiedzenia, błądzą Las nocą Lubię lasów uroczystą ciszę szum, jak koronami drzew kołysze sowa uroczyście pohukuje nocą ukłony śle księżycowi, królewskiemu panu czuję do Dzień dobry Szanowni Autorzy, Przed nami coraz krótsze dni. Wkrótce Dzień Wszystkich Świętych,Dzień Zaduszny. To też czas zadumy. To znakomity czas,aby Już dawno nie byłem z tobą na spacerze zabrakło czasu na wspólne zwierzenia nie o bogu bo w niego nie wierzę o wszystkim by spełniać marzenia przykro mi *I tak zaczęła się legenda. *Legenda o Witkacym. Baśń o Sindbadzie Żeglarzu na Latającym Dywanie. Porwanie w Tiutiurlistanie. W turbanie. Światy nonton film dilan 1991 full movie lk21. Examples Niebiosa wiedzą, skąd się bierze ta muzyka... - Z niebios? Jeżeli towarzyszy temu miłość, to jest to łaska zesłana z niebios. Literature Chyba walczę z niebiosami. Jakby ktoś upuścił ten ląd z niebios i zostawił tam, gdzie się roztrzaskał. Literature Sam prorok Abraham, odbudował Kabę wieki temu, a umiejscowiony wewnątrz wyjątkowy Czarny Kamień spadł z niebios. Co to będzie za ogień, który się upora z „niebiosami” i „ziemią”? Jaki będzie tego wynik? jw2019 Zanim zdołała zgromadzić swe siły i uderzyć na stolicę, Huma przepędził jej smoki z niebios. Literature Wyglądało to tak, jakby ktoś upuścił ten ląd z niebios i zostawił tam, gdzie się roztrzaskał. Literature Był mi, jak sądzę, zesłany z niebios, by zaprowadzić mnie do tej rzeki. Literature Uznała, że był aniołem zesłanym z niebios. Coś jak znak z niebios, od przeznaczenia czy czego tam chcesz. Literature Taki kształt przybiera też błyskawica, gdy uderza z niebios w ziemię. Literature Jakość jest wynikiem milionów aktów uwagi — nie tylko wspaniałych metod spływających z niebios. Literature – Spencer Wingate jest egocentrycznym pyszałkiem, któremu się wydaje, że jest darem z niebios dla rodu niewieściego. Literature Lekcja 71 Bycie robotnikami świata to honor pochodzący z niebios – Zamierzam ci pomóc. Literature – Głos Inevery drżał. – Czy przemawiasz do mnie z Niebios? Literature – Te istoty z niebios, przeciwstawiające się demonom, mają wiele imion, ale najczęściej są nazywane aniołami. Literature Zawsze gdy umiera dobre dziecko, z niebios zstępuje anioł i bierze je w ramiona opensubtitles2 Chodnikiem jak archanioł zesłany z niebios nadchodził pospiesznie oficer policji. Literature Tyle, że on sądził, iż twoje zdolności są rodem z Piekieł, nie z Niebios. Literature Gdzie jest ogień z niebios, by wypalić zarazę? Literature Wkrótce skały z niebios zdziesiątkują królestwo i zakończą jego panowanie. Jednakże Bóg poczynił już pewne kroki wobec Szatana, kazał go bowiem usunąć z niebios w pobliże Ziemi. jw2019 Simo-no-kuZgłoska pierwsza, w której z niebios sypią się żelazne gwiazdy Literature Gdy ręka samego Boga sięga z niebios opensubtitles2 Światem żądzą pewne zasady. Najpierw jesteśmy dziećmi, potem dorastamy i sami zakładamy rodziny. Niektórzy jednak... zaskakująco szybko przyjmują pewne role. Przedstawiamy historię dzieci, które miały dzieci. Natura popełniła pewien znaczący błąd. Biologicznie do roli rodziców dojrzewamy bardzo wcześnie. Zanim dorośniemy psychicznie i będziemy odpowiedzialnymi ludźmi - technicznie jesteśmy w stanie mieć własne dzieci. To prowadzi do takich historii jak te, które zaraz przedstawimy. Ciężko winić te dzieci, za to, że tak wcześnie dorobiły się własnego potomstwa. Sytuacja wynikała często z niewiedzy, przedwczesnej dojrzałości płciowej, nieświadomej konsekwencji "zabawy" albo z krzywdy wyrządzonej im przez osoby starsze. 10 i 11-letnie... mamyThuli Shaka została mamą mając... 10 lat. Dokładnie taki był wiek dziewczynki, kiedy za pomocą cesarskiego cięcia urodziła swojego pierwszego syna. Thuli pochodzi z południowej Afryki i w chwili zajścia w ciążę uczyła się w jednej z tamtejszych szkół. Tożsamość ojca dziecka nie jest znana. Facebook Fot: Facebook Poza Thuli, jednym z bardzo jaskrawych przykładów młodego wieku i rodzicielstwa jest 11-letnia Tressa Middleton. Jej sprawa była o tyle głośna, że dziewczynka zaszła w ciążę w wyniku gwałtu, którego dopuścił się na niej... jej własny brat. Facebook Fot: Facebook Najmłodsza mama i najmłodszy tata - niechlubni rekordziściNie tylko dziewczynki tak wcześnie zostają mamami. 13-letni Alfie Patten został tatusiem po tym, jak jego 15-letnia sympatia Chantelle Stedman urodziła ich dziecko. Przyznacie, że chłopiec wygląda, jakby trzymał na rękach swojego brata. To przerażające, że teoretycznie już w tym momencie jest odpowiedzialny za wychowanie i przygotowanie do życia tej małej istotki, która młodsza od niego jest zaledwie o 13 lat. Facebook Fot: Facebook Najbardziej przerażającym przykładem i jednocześnie dowodem na to, że natura czasem najzwyczajniej w świecie szaleje, jest przykład najmłodszej mamy na świecie. Mowa o 5-letniej Linie Medinie. Dziewczynka była medycznym fenomenem - w tak wczesnym momencie swojego życia zaszła w zdrową ciążę, którą pod czujnym okiem lekarzy donosiła i ostatecznie przy ich pomocy urodziła 5-latki nie ma nic wspólnego z dorosłą kobietą, zdolną do rozrodu. To, że Lina Medina zaszła w ogóle w ciążę już jest niesamowite - a to, że tę ciążę donosiła, zakrawa o cud. Syn Liny Mediny do 10 roku życia wychowywał się w przekonaniu, że była ona jego siostrą. Do dziś nie wiadomo, kto był ojcem dziecka 5-latki. Facebook Fot: Facebook Ciarki przechodzą nam po plecach na samą myśl o 5-latce w ciąży i dzieciach, które na początku swojego życia muszą zająć się własnym potomstwem. Opowieści dziadka Barda ^^ Kilka dni zajęło drużynie, aż mnich, a właściwie Emisariusz Rince przebudził się po krytycznych obrażeniach. Przy nim czuwała Milva tropicielka o specyficznym poczuciu humoru i mag-nekromanta Herold. Drużyna została przemieniona po długotrwałych modłach przez swoje bóstwa. Teraz, kiedy już pozbyli się swoich poprzednich słabości ( i tu mógłby powstać naprawdę długi monolog xD prawda Chriss? ) ruszyła do śmierdzących pozwolę sobie to tak ująć poszukiwań. I tak po długotrwałym obmacywaniu każdych z czterech ścian, jednej podłogi i stropu okazało się, że w pomieszczeniu na suficie była klapa, a w niej korytarz, a na końcu korytarza... ;) nieprzyjemne powitanie dla Milvy, która to jako pierwsza podążyła w nieznane. Ale może troszku bardziej szczegółowo& Nekromanta odmówił chodzenia po zakurzonych dziuplach, emisariusz ze swoją zbroją nie miał jak zastąpić w tym zadaniu kobietę, a tropicielka miała to po prostu wszystko w d& czy się ubrudzi czy też jako pierwsza zbogaci się o kosztowności i oszczędności zabitego pasterza. Milva z pomocą dżentelmena rycerza weszła w otwór w suficie, ciasnym tunelem prześlizgnęła się do kolejnej klapy, po otwarciu jej oczom ukazało się pomieszczenie, które po późniejszych przemyśleniach okazało się pomieszczeniem obok. Milva zeskoczyła& Bęc, trzask, prask i słyszym... I nic nie słyszym tak mogliby skomentować panowie w pierwszym pomieszczeniu. Rince długo się nie zastanawiając zdjął zbroję, podsadził maga i również podążył ciasnym i brudnym tunelem. Po drugiej stronie leżała w pomieszczeniu tropicielka kuląca się z bólu od nieprzyjemnych kolców, które uaktywniła zeskakując na podłogę. Po unieszkodliwieniu pułapki, a właściwie zniszczeniu drużyna rozpoczęła poszukiwania, nie omieszkała nawet w yhm odchodach, które to znajdowały się w rogu pomieszczenia, pogrzebać poszukać ( bo a nóż wydalił coś cennego xD). Taka to drużyna narodziła się po modłach: nie znająca ohydy i umiaru, pędząca na przód ciasnymi i ciemnymi ścieżkami, mająca własne cele i własne żądze. Dwoma słowy: kochaniutka drużyna Najsłodszy jednak jest fakt, iż mimo ubabrania się gówienkami drużyna odkrywszy informacje na temat pochodzenia trucizn niemyślała o sobie w pierwszej kolejności - a wtedy miło byłoby jakby jednak wzięła dobrą, porządną i ciepłą kąpiel - ruszyła do pobliskiej jaskini, co okazało się w przyszłości kilkudniową wędrówką po tunelach. I tak oto Milva, Rince i Herold weszli do groty. Na początku swojej wyprawy napotkała kilku trolli, widmowego grzyba i wyjca. Jest to tylko wzmianka o tych wynaturzeniach, gdyż największe niebezpieczeństwo kryło się w głębinach podziemnego jeziora i w laboratorium za wielkimi metalowymi drzwiami...Zacznijmy od drzwi xD Po 2dniach tułaczki i walki z wynaturzeniami w jaskiniach, drużyna dotarła do wielkich metalowych drzwi, które jakby mogły powiedziałby: Idźcie stąd, tam w środku nie ma niczego cennego co mogłoby Was podróżnych zaciekawić bądź co gorsza wzbogacić. Drużyna jednak miała swoją teorię ^^. Długo nietrwało jak drzwi były już otwarte, a drużyna swoimi złymi, chciwymi i prawymi oczyma wchłaniała obrazy do umysłu i analizowała pod dany przez ich charakter otrzymane informacje. Mnóstwo stołów zawalonych ziołami, miksturami i proszkami, a to wszystko to najlepszej jakości trucizny, piękny czerwono-żółty dywan, kocioł jakim by żadna porządna wiedźma nie pogardziła oraz posąg roboty wyśmienitego kamieniarza. Wszystko piękne i śliczne gdyby nie fakt, że posąg to tak naprawdę tymczasowa iluzja, a nie wszystkie ściany to - xD - ściany. Nie muszę chyba wspominać, że drowy jako magowie i wojownicy są wyśmienitymi przeciwnikami, nawet dla tak doświadczonej drużyny. Co prawda drużyna bystrze zauważyła wilcze doły pod dywanem jednakże starcie kosztowało ich nie lada małego wysiłku. Walka dobiegła końca, a śmiałkowie odkryli, że nie warto lekceważyć stan rzeczy o jakim informują tylko oczy. Zgrabione trutki i co cenniejsze przedmioty, a i kotłem nie pogardził czempion ^^. W labiryncie tuneli drużynę czekał jeszcze jeden niesmaczny kąsek. A mianowicie po uprzednim zgubieniu, następnie odnalezieniu i ponownym zagubieniu oczom drużynie ukazało się podziemne jeziorko. Na drugim końcu jeziorka łódki mówiące: Tam nikogo nie ma. My sobie tutaj tak tylko wypoczywamy na plaży kamienistej tego oto piękno-mrocznego jeziorka. I tym razem drużyna nie uwierzyła - xD. Rince zaproponował podróż wokół jeziora y byłby to dobry pomysł gdyby nie fakt, że jeziorko było zamieszkiwane przez Aboletha. Drow nekromanta klnął jak tylko otchłań najlepiej potrafiłaby wyuczyć swego mieszkańca co zainteresowało kilku innych drowów wcześniej już przybyłych. Starszy sierżant rozpoznając w nekromancie lordowskie pochodzenie i syna nikogo innego jak majora ruszył na ratunek. Niestety Herold nie miał dość wielkiej woli na ataki Aboletha i pod koniec walki rozpoczął się proces przemiany jego płuc w oskrzela. Po krótkiej rozmowie wyjaśniłoby się, że mag ma szlacheckie pochodzenie jednakże nadszarpnięta już jego wola po raz kolejny nie zdała testu, a tym samym zapewnił starszemu sierżantowi wieczny spoczynek w otchłani. Przemiana dobiegała końca i mimo, że drogę wyjścia z jaskiń było już widać, nekromanta został zmuszony (z przyczyn losowych xD) do przywitania się z nowym domkiem - podziemnego jeziorka. Drużyna wychodząc z jaskini musiała tylko zejść z klifu, zabić porucznika maga - drowa i wejść pod przykrywką na statek Leoxa, którego było już widać na horyzoncie. Ale to jak już sami się domyślacie była tylko formalność ^^ Nie chciało mi się jeść ani rozmawiać z mężem, ale największe pretensje miałam do Boga. Kiedyś wyobraziłam sobie Matkę Bożą nakładającą na nas płaszcz. Gdy byłam w ciąży z Michałkiem, powiedziałam Jej: Zawierzam Ci moje Konar: Może zacznijmy od samego początku. Wyszłaś za mąż, pojawiło się pragnienie dzieci, ale to marzenie dosyć długo się Wzgarda: To pragnienie jakby się spełniło, kiedy dowiedzieliśmy się z mężem o pierwszej ciąży. Euforia jaka towarzyszy kobiecie, gdy się dowie, że zostanie matką, jest niesamowita, ale nie zdążyliśmy się nacieszyć tą ciążą, bo w 8. tygodniu okazało się, że była ona także:Bicie serca, które 10 dni po poronieniu lekarz usłyszał w łonie kobietyWtedy byliśmy od 2 lat w Szkocji, moja wiara rosła i rosła, a w momencie, gdy dowiedziałam się, że ciąża była pozamaciczna, to ten żar zamienił się w niechęć do Niego. Strata dziecka, czy to pierwszego czy kolejnego, jest traumatyczna dla małżeństwa i to trzeba przejść: żałobę, trudne sobie radziłaś ze stratą pierwszego dziecka?Cierpiałam w ciszy. Przez pierwszy miesiąc byłam na zwolnieniu chorobowym. Nie chciało mi się jeść ani nawet rozmawiać z mężem, ale największe pretensje miałam do Boga. Nie rozumiałam, po co to się stało, tym bardziej, że po tej ciąży pozamacicznej dostałam zastrzyk poronny, gdzie powinni mi byli zrobić zabieg do którego poszłam na kontrolę, zapytał: „Kto pani podał ten zastrzyk? Wie pani, że po tym zastrzyku nie zachodzi się w ciążę? Bardzo rzadko to się zdarza. Kto o tym zadecydował, by go pani podać?”. „Lekarz w szpitalu” – odparłam. Lekarz powiedział, że jest mu przykro, ale ma nadzieję, że będziemy mieli dzieci. Ja wtedy się załamałam. Przechodziła nam przez myśl znów odnalazłaś światło w tej ciemności?Pojawiła się wspólnota „Credo”, którą stworzył w Aberdeen nowo przybyły jezuita, o. Tomasz Klin. Właściwie to wszyscy ją razem tworzyliśmy – Polacy na obczyźnie. Kiedy o. Tomasz przyszedł do nas po raz pierwszy po kolędzie, zapytał, o co chcielibyśmy się pomodlić. Odpowiedzieliśmy, że o dziecko. Kolęda była w styczniu, a w maju byłam w ciąży. Mamy teraz 6-letniego synka Michałka, który urodził się po 3 latach starań. To była duża łaska, to było też dużo była w tym wszystkim Maryja?Oczywiście, że tak. Kiedyś wyobraziłam sobie Matkę Bożą nakładająca na nas płaszcz, taką ochronę, i cokolwiek by się nie działo, Ona nas strzeże. Gdy byłam w ciąży z Michałkiem, powiedziałam Jej: „Zawierzam Ci moje łono. Prowadź mnie, nałóż płaszcz opieki na moje łono, na to dziecko, które noszę w sobie, zawsze je strzeż od śmierci”.W tamtym czasie wiele osób modliło się za nas wstawienniczo, szkoccy charyzmatycy – Helen i Jamus (Helen już nie żyje). Dużo było wsparcia takiego modlitewnego. I to było takie paliwo, taka pewność, że nie jesteś sama, pomimo trudności w ciąży. Czułam też, że była przy nas Matka jest tajemnicą cierpienia…Tak. Chcieliśmy mieć więcej dzieci, więc zaszłam w kolejną ciążę. Najpierw miało to być jedno dziecko, ale potem okazało się, że to bliźnięta. W 14. tygodniu ciąży dowiedzieliśmy się, że jedno z dzieci miało rozszczep główki. Lekarz powiedział nam, że nie ma żadnego zagrożenia dla tego zdrowego dziecka, ale że to chore może umrzeć. Krótko po powrocie do domu dostałam telefon ze szpitala: lekarz stwierdził, że jednak się pomylił: konsultował się z lekarzami z Glasgow i natychmiast trzeba usunąć to chore do szpitala, powiedziałam lekarzowi, że absolutnie nie zgadzam się na to, bo jestem osobą wierzącą i chcę zaryzykować, bo skoro Bóg dał tym dzieciom życie i tylko On może je zabrać. Lekarz spojrzał na mnie jak na wariatkę i powiedział mi i mężowi, że jesteśmy nieodpowiedzialnymi koniec stwierdził, że nie jest w stanie nam pomóc i skierował mnie do innej kliniki. W tym czasie czułam się coraz gorzej, ale liczyłam się z tym, że to dziecko może umrzeć. Lekarz powiedział, że jeśli to dziecko przeżyje, co było w 50 procentach możliwe, to umrze po 2 godzinach, że to jest straszny widok, urodzenie takiego dziecka. Odpowiedziałam mu, że mi wystarczą te 2 godziny, bo to jest moje serce, które noszę w sobie i chcę, by odeszło w godny 3 tygodniach poszliśmy na USG i pani doktor mnie badała i badała. W pewnym momencie chwyciła mnie za rękę. „Co, umarło?” – zapytałam. Ona na to, że obydwoje nie żyją. W tym momencie przyszedł szok. Miałam wrażenie, że moje ciało zostało pokrojone na kilkanaście kawałków. Ja byłam w 17. tygodniu ciąży. Zapytałam lekarkę: „Co teraz?”. „Będzie pani musiała te dzieci urodzić” – widziałam tylko okno w jej gabinecie i miałam ochotę przez nie wyskoczyć. Po 4 dniach urodziłam te dzieci, w strasznych bólach. Pamiętam taką pustkę w środku, jakby ktoś wyrwał ze mnie kawałek mojego serca, mojego życia. Co w tym wszystkim było dobre, to to, że w szpitalu zapytali mnie, czy będziemy chcieli mieć pogrzeb dzieci. Okazało się, że w szpitalu znali o. Tomasza, bo w czwartki miał dyżury, więc wszystkie formalności związane z pochówkiem załatwili z pogrzeb zaprosiliście znajomych i przyjaciół. To chyba był najgorszy dzień w moim życiu. Urodzenie tych martwych dzieci nie było taką traumą, jak ich pochowanie. Miałam wrażenie, że razem z tymi dziećmi, tak jak je urodziłam, tak i umarłam. Ciągle pytałam o. Tomasza: „Dlaczego Pan Bóg to robi?”. I on mi wtedy mówił, że na to pytanie dostanę odpowiedź po drugiej też, żeby się modlić do tych dzieci. Bardzo długo dochodziłam do siebie i fizycznie, i psychicznie. Pamiętam, że był też taki moment, że straciłam pamięć. Szłam ulicą z Michałkiem i nagle zapomniałam, gdzie jestem, nie umiałam zawiązać sobie szala. Ludzie stali i tylko na mnie patrzyli, ale nikt do mnie nie podszedł, żeby mi pomóc, a ja czułam się jak małe, zagubione wtedy Boga: „Gdzie jesteś? Dlaczego doprowadzasz mnie aż do takiego stanu?”. Pytałam Maryi: „Mamo, dlaczego Tata pozwolił, żeby nasze dzieci odeszły”. Ojciec Tomasz mi potem powiedział, że to bardzo dobrze, że mówię Bogu o tym buncie, bo to trzeba wykrzyczeć, wyrzucić z siebie ten także:Pustka po stracie nienarodzonego dziecka. Te zdjęcia to prawdziwe wsparcie dla rodziców!Jednak Bóg o tobie nie zapomniał…Ta pierwsza trauma trwała przez parę miesięcy, ale pomogli mi znajomi, przyjaciele, którzy nas wspierali i pomagali krok po kroku to przechodzić. Przychodzili, siadali, wypijali herbatę, przynosili coś do jedzenia, starali się wspierać nas modlitwą. Przez tę modlitwę dużo takiego wsparcia, wsparciem powinien być mąż. Mężczyźni trochę inaczej radzą sobie z takimi sprawami, bo mój Sewer nie umiał sobie poradzić i mnie pytał, jak długo jeszcze będę płakać, a o. Tomasz mu powiedział: „Seweryn, ty sam idź się wypłacz”. I któregoś dnia mój mąż faktycznie się Tomasz bardzo dużo mi pomagał, wspierał duchowo, dużo się modlił. Któregoś dnia gdy przyszedł, myłam okno, pomógł mi te okna umyć i zamknąć. Miał on wiele styczności z takimi osobami tutaj, właśnie z nami – Polkami. Przychodził, brał mnie za rękę, przytulał jak tata i cały czas powtarzał, że będzie dobrze. „Ten krzyż postaraj się nieść, jak tylko możesz” – mówił. Ja na to odpowiadałam, że jest bardzo ciężki, że już nie daję mu powiedziałam, że mi się nie chce żyć, że chcę umrzeć, a on mi na to: „Krysia, to jest twoja droga krzyżowa i musisz przez nią przejść tak, jak Pan Jezus. Kiedy przejdziesz przez ten krzyż, to zobaczysz, przyjdzie zmartwychwstanie”.I kiedy ono przyszło?Byliśmy na modlitwie o uzdrowienie. Trwała godzinę, ale uwolniła mnie na dobre. Zobaczyłam na tej modlitwie taki miecz, który mnie odcina i wtedy przyszło to zmartwychwstanie. Jeszcze przed tą modlitwą w pewien ciepły poranek wydarzyło się coś nadzwyczajnego. Wszyscy jeszcze spali. Nagle zobaczyłam takie ogromne światło w pokoju, a potem 2 dłonie, na których były nasze bliźnięta. I te dłonie tak się unosiły do góry. Płakałam wtedy chyba z też poczułam, że uszedł ze mnie strach, lęk. Potem, po tej modlitwie przyszło takie oczyszczenie, ale i spokój. Od tamtej pory zaczęłam już normalnie funkcjonować, wychodzić na ulicę, spotykać się z ludźmi. W końcu potrafiłam się bawić z Michałkiem, bo wcześniej tego nie potrafiłam. Tylko żyłam tym potem? Potem też było jeszcze jedno poronienie, ale to było w takim bardzo długim odstępie czasu i już umiałam to przejść. Jak przychodzi kolejne poronienie, to czujesz się jak taka maszyna do ronienia dzieci, taki robot, że tak musi być. Ale tak nie musi być, coś jest tego powodem. Były zrobione badania genetyczne, które absolutnie nic nie wykazały, wszystko jest w – później okazało się, że to były dziewczynki. Na oddziale patologii ciąży nazywali mnie weteranką… W sumie straciliśmy siedmioro dzieci, także mamy dziewięcioro dzieci, w tym dwoje na ziemi, a resztę w rok temu dostaliście maleńki dar…Tak. Pojawiła się Marysia. Jakieś 4 lata wstecz, w czasie jakiegoś zjazdu charyzmatyków w katedrze, klęczałam w ławce i modliłam się w duchu: „Boże, tak bardzo chciałabym mieć jeszcze jedno dziecko, chociaż jedną dziewczynkę”. W pewnym momencie zauważyłam, że modliła się nade mną pewna starsza pani, którą znałam z kościoła. Pixie. Poklepała mnie po ramieniu i powiedziała: „Bóg mówi, że za niedługo będziesz miała piękną, śliczną dziewczynkę”.Byłam w szoku, bo ona nie mogła wiedzieć, o co się modliłam. Jednak Bóg dotrzymuje swoich obietnic. Potrzebowałam 3 lat, żebym w sobie przepracowała pewne rzeczy, pogodziła się z tą sytuacją i dała się poprowadzić Panu Bogu. Do dzisiejszego dnia ja nie wiem, jak ja zaszłam w ciążę, bo wiem, jak wyglądają moje cykle, jak to wygląda regularnie. Jak się Marysia urodziła, to płakałam ze ogóle Michałek i Marysia to są takie nasze dwa ogromne dary od Niego. Czasem myślę, że dzieci są takim paszportem do nieba. Czasami mam wrażenie, że czuję obecność tych nienarodzonych dzieci, taką dobrą szkole Michałka jest przemoc i boję się o niego. Nieraz więc proszę dzieci w niebie: „Prowadźcie Michałka bezpiecznie” i wiem, że cokolwiek by się nie działo, on jest bezpieczny, bo ktoś za nim stoi i się też proszę Maryję: „Matko Boża, pomóż mu tam, gdzie ja nie mogę, interweniuj tam, gdzie my nie możemy jako rodzice”. Maryja jest, ona zawsze będzie. Ja do niej nie mówię Maryjo, po prostu mówię Mamo: „Mamo, pomóż mi”. I przychodzi także:Gdzie szukać pomocy po stracie dziecka? Znamy już najmilszą studentkę Krakowa według jury i według publiczności. Po roku panowania Ewy Zuby z AGH tym razem podwójną koronę na głowę założyła studentka Uniwersytetu Jagiellońskiego Joanna Brejta. Fot. Kamila ZarembskaJuwenaliaAsia jest studentką drugiego roku pedagogiki społeczno-opiekuńczej. - Pochodzę ze Stalowej Woli, tej koło Sandomierza, a właściwie to Sandomierz leży obok mojej miejscowości - mówi. Asia dwa lata temu, jako studentka Akademii Wychowania Fizycznego, przegrała walkę o tytuł najmilszej studentki Krakowa, teraz okazała się bezkonkurencyjna. - To fantastyczne uczucie! Swoją postawą na scenie chciałam udowodnić, że ludzie z Uniwersytetu Jagiellońskiego też potrafią się bawić, tym bardziej było mi miło, kiedy pod koniec wyborów zamilkły stereotypowe hasła "UJ się uczy! Sialalalala...". Poza tym dziękuję studentom AWF, że wybaczyli mi zmianę barw i głośno mnie dopingowali - mówi Asia Brejta. Asia już dziś jako reprezentantka studenckiej braci odbierze od prezydenta Krakowa klucze do bram miasta, a przez kolejny rok będzie ją czekać masa miłych chwil, o czym wielokrotnie mówiły jej poprzedniczki. (SZYMO)

najmilsza dziecino dziś z niebios zesłana